Jest taka jedna rzecz, jaką każda kobieta, nie tylko w Polsce, niezależnie od wieku, orientacji seksualnej, stylu życia czy wykształcenia, wyroku Trybunału Julii Przyłęckiej, może dostać od każdego i zupełnie za darmo.
Wyzwiska.
„Dziwki, zdziry, szmaty” to te najpopularniejsze. Nic dziwnego, że trafiły na okładkę książki o #slutshaming Zanim jednak o książce, pogadajmy o samym zjawisku.

Ile miałaś lat kiedy po raz pierwszy ktoś cię wyzwał w ten sposób? Ja miałam 11 i szykowałam się na szkolną dyskotekę. Że wyglądam jak „kurewka” usłyszałam od mamy, chociaż na codzień mama nie przeklina. Oczywiście mama wyrażała troskę o dziewictwo, godność i bezpieczeństwo (chyba w tej kolejności) swojego jedynego dziecka. Swojej jedynej córki, bo przecież chłopcom nikt nie mówi „wyglądasz jak eskort”. Ale 11letnia Sandra usłyszała tylko, że jest „kurewką”, bo nie rozróżniała „być” od „wyglądać jak”, ani tego, kim jest, od tego, czym inni myślą, że jest i w efekcie rozpoczęła się moja mała obsesja na punkcie seksualności.
Czym jest to “coś” o czym mówi się w telewizji, ale nie w domu, nie w szkole, chociaż na przerwach, w szatni, półgłosem, już tak? Okazało się, że dziewczyny o tym nie rozmawiają, za to faceci tak. Przyjęłam więc męską perspektywę, weszłam w świat kolegów, bo ich świat był „fajniejszy”, mieli więcej swobody i wolności. Od nich dowiedziałam się czym jest seks. Z czasem okazało się, że cały ten seks to jest całkiem ok, ale jeśli za dużo o nim mówisz albo za dużo go chcesz to coś jest z tobą nie tak. O ile jesteś dziewczyną, bo faceci, to huehue normalne. Ale mi nie wolno. Koledzy się odsunęli, bo byłam jakaś dziw…na. Dla koleżanek byłam dziwką, bo one miały chłopaków z którymi czekały do ślubu, albo przynajmniej do 18nastki. (Jakby wtedy dopiero spływała na ciebie łaska edukacji seksualnej, której zabrakło w domu/szkole).

No a potem to już klasycznie, na ulicy, gdy nie odpowiedziałam na zaczepkę; od chłopaka, który nie uwierzył, że mam dziewczynę i nie marzę o trójkącie, od starszej pani, której nie ustąpiłam miejsca w tramwaju, bo tylko moje było zajęte… Dziwka, zdzira, szmata… i lezba. Najgorsze przekleństwo! Lezby są obleśne, grube, owłosione, i tak naprawdę są facetami. Wiadomo. W końcu zaczęłam rozumieć, że te wszystkie słowa to nic innego, jak metoda walki z poczuciem odrzucenia, i zranionym, kruchym męskim ego. Że nie jest to określenie, na jakie muszę zasłużyć, nie chodzi o to, co robię, lub jak robię, wystarczy, że jestem kobietą i to samo w sobie stanowi zagrożenie, na które mężczyźni mogą odpowiedzieć tylko w jeden sposób – kontrolując naszą seksualność, próbując ją ośmieszać. Piszę “próbują”, bo dzisiaj już mamy narzędzia do odzyskiwania swojej seksualności, ale jeszcze kilka, kilkadziesiąt lat temu, za samo tylko podejrzenie o trudnienie się “najstarszym zawodem świata” niejedna kobieta została wypędzona / pobita / zabita.
Dziś wiemy, że “Nikt nie jest wstanie nas zawstydzić z powodu naszej seksualności, bo my się jej nie wstydzimy”, parafrazując Kamilę Raczyńską – Chomyn, jedną z autorek książki.

Mamy też finalnie wiedzę i zrozumienie dla tego czym jest praca seksualna. (Dla tych co nie wiedzą – pracą). Dzięki działalności aktywistów i aktywistek oraz edukacji, odczarowujemy słowa oznaczające #sexwork bo nie ma nic, co należałoby piętnować, w wyborze takiej drogi zawodowej (o ile jest to wolny wybór dorosłej kobiety). Odzyskujemy do tej pory zawłaszczone terytoria, tym samym wytrącając broń z dłoni i ust mężczyzn, którzy czują się wyjątkowo bezradni, kiedy zostają skonfrontowani z siłą kobiecej samoświadomości.
Nie możemy jednak przestać być czujne, albowiem wiele z nas, naszych sióstr, nadal tkwi głęboko w patriarchacie i trzyma się go kurczowo, jako systemu, które znają, jak męża alkoholika, który owszem, pije i bije, ale przynajmniej jest. Kobiety te, nazwane w książce “ambasadorkami patriarchatu” są przerażone wizją wyzwolonej kobiecej seksualności i samodzielnością samą w sobie do tego stopnia, że nie tylko nie chcą tego tematu poruszać, ale wręcz gnębią i dyskredytują inne, odważniejsze od nich kobiety, wyzywając je ramię w ramię z mężczyznami. Dopóki wśród wszystkich kobiet, które doświadczają #slutshaming nie dojdzie do przebudzenia, dopóty zjawisko to nadal będzie występować, z czasem tracąc na swojej mocy. Dla odzyskania siebie do końca, wszystkie powinnyśmy być feministkami.
Zauważyłam, że sama wpadłam w pułapkę #slutshamingu na studiach, kiedy odkryłam, że jestem osobą homoseksualną. W ramach walki z nachalnym podrywem kolesi, którzy nie przyjmowali do wiadomości słowa “nie”, oraz z kilku innych powodów, zgoliłam głowę na łyso. Potem przestałam się malować. A na końcu przestałam ubierać się tak, jak oczekuje ode mnie społeczeństwo napędzane męskimi fantazjami. Ostatecznie, od kilku ładnych lat jestem niewidzialna. Prawdopodobnie dla większości z nich nie jestem nawet kobietą.

Tajemnicą jest, że sama dla siebie przestałam nią być i przez walkę ze światem mężczyzn zatraciłam swoją kobiecość. I cholernie boję się teraz znowu wrócić do tej formy, do “bycia atrakcyjną” z tego tylko powodu, że boję się, że wtedy będę znowu “zauważana” przez mężczyzn. Zaczepiania. Podrywana. Oblepiana spojrzeniem. Mensplainingowana. (Z lesbą w dresie nikt nie chce wdawać się w dyskusję, uwierzcie). Dlatego z podziwem czytam wyznania kobiet z tej książki i marzę, że kiedyś też będę tak bardzo wolna jak one. A póki co – polecam lekturę cieplutko!
Książkę można kupić wszędzie, ale najlepiej kupić ją tu:
- W sklepie jednej z autorek, Kamili Raczyńskiej – Chomyn https://dobrecialo.pl/kolekcja/frontpage/dziwki-zdziry-szmaty-opowiesci-o-slut-shamingu
- W queerowym sklepie erotycznym https://www.kinkywinky.pl/ksiazki/dziwki-zdziry-szmaty.html