
Nie ma chyba drugiego tak zmitologizowanego obszaru jak Skandynawia. Nasi dziadkowie marzyli o Ameryce, rodzice o europejskim Zachodzie, a my szukamy szczęścia kierując się ku północy. Kolosalne zarobki, najlepsza na świecie opieka socjalna, prawa człowieka, równość i brak konfliktów, słowem raj, którego nawet kapryśna pogoda nie jest w stanie nam wybić z głowy.
Wśród tych, którzy decydują się na emigrację, wyróżnić można 3 grupy:
- osoby wyjeżdżające na studia, które są ciekawe Skandynawii i chcąc ją poznać jednocześnie studiując za granicą. Nie zakładają, że zostaną tu na zawsze.
- robotnicy, którzy przyjeżdżają tu do pracy, ale regularnie wracają do Polski z zarobionymi pieniędzmi, to w Polsce mają domy, rodziny i nie zamierzają się osiedlać na północy.
- ludzie poszukujący lepszego życia. Czasem pod względem ekonomicznym, czasem chodzi o światopogląd, który w rodzinnym kraju nie pozwala oddychać w pełni, czasem chodzi o politykę…

W zależności od tego, w jakiej plasujesz się grupie, twoje nadzieje i oczekiwania będą się różnić od tych, jakie wieźli ze sobą inni ludzie, którzy potem opisują swoje małe dramaty albo spektakularne sukcesy na internetowych forach. Każda historia jest inna, bo zaczyna się w innym punkcie. Warto o tym pamiętać, kiedy znów natrafimy na opis “fantastycznego kraju” jakim jest Szwecja.
Szwecja jest wspaniała, pod warunkiem, że jesteś gotowa ciężko tu pracować, przede wszystkim nad sobą. To mlekiem (półtłustym) i miodem płynące państwo jest szalenie opiekuńcze. Dla swoich. Aby stać się jednym z nich, nie możesz tkwić jedną nogą, a co gorsza głową w Polsce. Jeśli na każdym kroku będziesz porównywać wszystko tu do tego, jak było tam, skończyć się to może frustrującą schizofrenią.
Tak, w przeliczeniu na złotówki jest drogo. W przeliczeniu na stosunek koszty życia a zarobki, jest normalnie. Jest ok. Wynajęcie pokoju lub małego mieszkania to koszt maksymalnie połowy pensji. Wiele produktów w sklepach kosztuje tyle co w Polsce albo i taniej (awokado, produkty wegetariańskie, mleko roślinne). To co jest drogie to na pewno leki, książki, elektronika, mieszkania… Tylko, że nie kupujesz takich rzeczy codziennie. Nie ma więc sensu sobie nimi zawracać głowy.

Tęsknota. Jeśli zostawisz w Polsce kogoś kogo kochasz, to będzie ci ciężko, więc na dłuższą metę lepiej ustalić kalendarz wizyt, albo jak długo ma trwać taka rozłąka i czy po niej wracasz do tej osoby, czy ta osoba przyjeżdża do ciebie, a może po np. 2 latach czas iść osobno? Na pewno opcja, w której wyjeżdża się za granicę bez obciążenia w postaci relacji w kraju ojczystym, jest najłatwiejsza. A czas pokaże które przyjaźnie przetrwają. Szwecja ma program łączenia rodzin, więc jeśli jedna osoba się tu urządzi, zarejestruje i wejdzie w system, może ściągnąć rodzinę (małżonkowie, partnerzy, dzieci, rodzice, etc). Niestety nie znam wszystkich szczegółów ale na pewno zna je Anka – new in Sweden.
Welcome to matrix. Musisz wejść w ten system, jeśli chcesz z niego korzystać. Musisz się zarejestrować, otagować, udostępnić wszystkie swoje dane. Szwecja to kraj transparentności, którą w jakiś magiczny sposób nie godzi w GDPR czyli po polsku RODO. Jawne są tu adresy, zarobki i preferencje wyborcze. Przynależność rasowa, religijna ani poglądy polityczne nie stanowią tutaj kwestii dyskusyjnych, po prostu są różne. System jak to system działa bardzo powoli, bo każdy nowy imigrant jest dla niego czymś nowym, co trzeba wcielić w świetnie funkcjonującą już strukturę. Dlatego najtrudniejsze są początki, czekanie na personnummer, założenie konta w banku, zarejestrowanie się w każdym urzędzie. Na szczęście potem już na zawsze nasze dokumenty w formie cyfrowej zostają i są dostępne dla każdej instytucji więc potem jest już tylko łatwiej.

Teoretycznie jako obywatele unijni, jesteśmy sobie wszyscy równi. Praktycznie, nie bez powodu Szwecja jest kolebką eugeniki i teorii czystości ras. Przyzwoitość nakazuje im poszanowanie różnorodności i pomaganie potrzebującym (a za takich postrzega się imigrantów, skoro tu przyjeżdżają), natomiast szwedzkie społeczeństwo jest dość zamknięte. I nie ma co na siłę starać się wbić do ich klubu. Po prostu rób swoje, ucz się szwedzkiego, używaj szwedzkiego i z czasem może się przekonają. A może nie. W mieście jest wystarczająco dużo obcokrajowców, aby wśród nich szukać przyjaciół.
Niektórzy Szwedzi są ignorantami. Niektórzy nie są, ale i tak nie lubią gadać o historii. Nikogo nie interesuje też opowieść o tym jak to jest w Polsce ciężko (Szwecja jest jednym z krajów, który przyjął największą liczbę uchodźców z Afganistanu, więc dramatycznych historii to oni mają na pęczki). Nie interesuje ich też historia naszego kraju, komunizm, Solidarność a nawet II wojna światowa. Tego wszystkiego u nich nie było i ich nie doświadczyło, więc nie ma co liczyć na empatię z ich strony. (I vice wersja, co dla nas jako polaków oznacza unia kalmarska, czy spotkanie trzech królów (nie, nie w Betlejem, w Malmö). No i na pewno kwestia potopu szwedzkiego i zrabowanych wówczas skarbów, nie jest najlepszym tematem przy popołudniowej Fice w pracy. (Ja tylko przypomnę, że my wciąż w Gdańsku wystawiamy “Sąd Ostateczny” Memlinga, jako należące do narodu polskiego, chociaż został zrabowany przez Gdańskiego marynarza z burgundzkiego statku).
To nie jest tak, że nikt tu się nie uśmiecha. To raczej tak, że nikt nie zwraca uwagi. Ani na to jak wyglądasz, ani na to jak się zachowujesz. Nie ma przeklinania pod nosem, czy pijanych ludzi pod sklepem, ale też nie jest to żyjąca z turystyki grecka wyspa, gdzie uśmiech lokalów wita cię od rana do wieczora, a do posiłków karczmarze śpiewają na twoją cześć. “Żyj i daj żyć innym” to chyba najlepsze określenie tego, jak czuję się po miesiącu funkcjonowania w tym mieście.